Widziałam ją!
Minęło już 5 lat. Margaret ma już 13 lat i zaczyna chodzić do
gimnazjum. Nikomu nie mówi, że ojciec ją bije. Nie ma też przyjaciółki. Nie
jest jej łatwo. Stara się nie myśleć o matce. Skupia się głównie na nauce.
Chociaż teraz ma pod górkę, chce sobie zapewnić dobry start w przyszłości.
Pożegnanie szóstej klasy. Margaret ubrała się w śnieżnobiałe
bolerko i czarną, krótką sukienkę galową. Do tego miała czarne pantofelki.
Wyglądała bardzo elegancko. Jednak koleżanki z jej klasy nie były tego samego
zdania. Za plecami czuła, że ją obgadują i uważają, że wygląda okropnie. W
duchu błagała o lepszą klasę w gimnazjum. Nadchodziła nauczycielka.
Zniecierpliwieni uczniowie czekali pod salą, aż dostaną swoje świadectwa i
pójdą na oficjalne palenie zeszytów. W szkole Margaret ten zwyczaj obowiązywał
od kilku lat. Oczywiście ona nie dostała zaproszenia.
Chłopcy byli ubrani byle jak. Było po nich widać, że rodzice
wywalczyli tylko koszulę, a po niektórych nawet tego nie było widać. Niektórzy
nałożyli zwykłą białą bluzkę od wuefu. Margaret patrzyła na nich z
obrzydzeniem. „Jak można się tak ubrać na koniec roku?!” Myślała tak, chociaż
czuła, że o wiele bardziej wolałaby założyć coś luźniejszego, zamiast tej
uciskającej ją sukienki. Spojrzała na inne dziewczyny. Mini spódniczki, buty na
koturnie…
Nareszcie. Pani Smith przyszła pod salę numer 105. Margaret
mocno ścisnęła różę, żeby nie upuściła jej przy „wyścigu po najlepsze ławki”.
Pomimo, że i tak weszła ostatnia, wolała uważać na różę. Zajęła miejsce w
drugiej ławce, trzeciego rzędu. Pani zaczęła nawijać, o tym jak to będzie
tęsknić, dziękowała radzie rodziców, a w międzyczasie reszta klasy gadała o
ognisku po rozdaniu świadectw. Margaret, co chwilę spoglądała na zegarek i
czekała, aż wszystko się skończy. Już nie mogła dłużej wysiedzieć.
- A teraz
odbierzcie świadectwa.
Tak! Nareszcie! Margaret strasznie się cieszyła, że nareszcie
opuści to miejsce. Nie miała ochoty dłużej tutaj siedzieć. Gdy tylko usłyszała
swoje nazwisko, szybko wstała i podeszła do biurka nauczycielki. Pani Smith
dała jej listę. Margaret wpisała się na niej, uścisnęła dłoń nauczycielce i
wzięła świadectwo. Już miała się odwrócić i wyjść, kiedy nagle usłyszała swoje
imię.
-Margaret,
czekaj!
Szybko się odwróciła. Zobaczyła
chłopaka, który biegł w jej stronę. Miał krótko ścięte włosy, białą koszulę i
czarne spodnie. W przeciwieństwie do innych chłopców.
-Podobno
będziemy razem w gimnazjum. Fajnie nie?
I uśmiechnął się serdecznie do Margaret. Dziewczyna też
próbowała to zrobić, ale jej nie wyszło.
- Oto mój
numer. Jak będziesz chciała pogadać, to zadzwoń. Zawsze jestem pod telefonem.
-Ethan!
Chodź wreszcie!
Chłopak, z którym gadała dziewczyna,
odwrócił się w kierunku tylnych ławek. Siedziała tam połowa klasy. Naradzali
się w sprawie ogniska.
-Wybacz,
muszę iść.
I szybko
pobiegł w kierunku swojej paczki. Margaret spojrzała w ich kierunku. Mówili coś
na ucho Ethanowi, a potem ukradkiem zerkali na Margaret, czy nie patrzy w ich
kierunku. Dziewczyna wiedziała, że ją obgadują. Odwróciła się w kierunku drzwi
i wyszła delikatnie zamykając drzwi. Przeszła korytarzem w kierunku drzwi.
Nagle zatrzymała się przy wejściu i wyciągnęła kartkę z kieszeni, na której był
numer telefonu i spojrzała na kosz, stojący przed nią. Chwilę się wahała, lecz
ścisnęła kartkę i włożyła ją z powrotem do kieszeni.
Margaret była już niedaleko domu.
Minęła kiosk i park. Była już przy ostatnim bloku, jaki stał na drodze do jej
domu. Zostało już tylko przejście. Nagle dziewczyna zauważyła za rogiem dziwną
postać. Gdy tylko postać się spostrzegła, że dziewczyna ją widzi, szybko
uciekła.
-Hej! Stój!
Margaret chciała
pobiec za nią, lecz zanim zobaczyła, w którą stronę biegnie, już zniknęła jej z
oczu. Pobiegła za blok, zobaczyć, gdzie ucieka. Jednak postaci nie było. Trochę
rozejrzała się po okolicy, szukając tajemniczej postaci, lecz nic nie
zobaczyła. Nie miała już siły szukać, zresztą ojciec pewnie już na nią czekał w
domu. Jeśli się spóźni, będzie mieć kłopoty. Odstawiła poszukiwania i poszła do
domu. Jednak nie przestawała myśleć o tajemniczej postaci.
Margaret stała przed drzwiami do
mieszkania. Wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi. Ojciec spokojnie siedział na
kanapie. „Chyba się nie spóźniłam”
- Pokaż mi
świadectwo.
Dziewczyna wyciągnęła w jego stronę kartę z ocenami. Tak
szybko ją jej zabrał, że Margaret przez chwilę myślała, że świadectwo się
rozerwie. Ojciec uważnie się mu przyglądał i po chwili powiedział do Margaret:
- Nieźle,
ale mam do Ciebie pytanie. Widziałem jak kręcisz się po naszym osiedlu jakbyś czegoś
szukała. Dlaczego?
Margaret nie chciała mu powiedzieć prawdy. Nie wiedziała,
dlaczego.
- Powiesz mi
wreszcie? Ukrywasz coś przede mną?
Margaret widziała po twarzy ojca, że powoli zaczyna się
denerwować. „Powiedzieć mu prawdę?” Zastanawiała się przez chwilę, jak
odpowiedzieć na jego pytanie.
-Mów!
Andrzej już chciał uderzyć Margaret,
kiedy w ostatniej chwili dziewczyna powiedziała:
-Dobrze,
powiem! Wracając do domu zauważyłam za rogiem dziwną postać.
-I dlatego
nie wracałaś do domu? Przecież tą ulicą chodzi masa osób.
- Ale ta
postać… wyglądała jak mama…
No, to tyle ;-; Myślę, że wytrzymacie jeszcze jakieś parę tygodni na kolejną część.
Doma